sobota, 4 lutego 2023

Rozdział 10

 
Być albo nie być


Obudziła się nie wcześniej niż o poranku. Miejsce obok było puste, więc otworzyła szybko oczy ze zdumienia. Shikamaru był nieobecny.

Przez moment się zastanawiała, czy aby jej nie wykorzystał i po prostu znowu uciekł? W końcu był w tym mistrzem. Z latami przestała się łudzić, że wszystko będzie dobrze. Wrócą stare czasy. Nawet przez ten moment, w którym ponownie zbliżyli się do siebie. Gdy Temari czuła, że znowu zaczęła żyć.

Odsunęła kołdrę i wstała. Na ramiona zarzuciła koszulę gospodarze i zapięła środkowe guziki. Starała się dobudzić.

— Skoro Shikamaru nie ma, może powinnam się nieco porozglądać?

Przez moment zastanawiała się nad tym pomysłem. Lecz im dłużej zwlekała, tym większe miała wątpliwości. W końcu oparła się o ścianę.

Zdziwiła się, gdy poczuła pewną nierówność. Odwróciła się i ujrzała, że w miejscu, gdzie przed chwilą był poziom pokazało się niewielkie wgłębienie. Nie było to uszkodzenie, a raczej celowa dziura. Płaszczyzna była posunięta do tyłu.

Niewiele myśląc, popchnęła ją dłonią i zanotowała, że za ścianą znajduje się sekretne pomieszczenie.

— No tak, przecież w tych wszystkich starych posiadłościach zawsze jest jakaś skrytka — powiedziała do siebie i weszła w głąb.

Obserwowała wąski korytarz, który schodami prowadził w dół. Raz czy dwa była w piwnicy posiadłości, ale tylko na chwilę i pod opieką ukochanego. Nie miała więc pojęcia o kolejnej piwnicy.

— Ciekawe czy Shikamaru o niej wie? — zastanowiła się, dochodząc do drewnianych, starych drzwi.

Framuga była zakurzona i zabrudzona, zapewne przez pył. Mosiężna klamka przybierała odcień rudy, zapewne przez swój spoczynek. Musiała być od dawna nieużywana.

Temari chwyciła klamkę i delikatnie pociągnęła w dół. Zdziwiła się, że pomieszczenie nie było zamknięte. W sumie możliwe, że nikt o nim nie wiedział, a dowody w postaci kurzu i piasku tylko to potwierdzały. Popchnęła drzwi, które ze skrzypieniem odsunęły się do wewnątrz, pozwalając na zbadanie pomieszczenia.

Panował tu mrok i unosił zapach stęchlizny, charakterystyczny dla piwniczek. Nie była to jednak typowa piwnica. Znajdowała się pusta przestrzeń, a na końcu stał sekretarzyk. Podobny zresztą do tego w gabinecie, jednak noszący na sobie ślady użytkowania. Miodowy lakier odchodził na większej części blatu i kilku szufladach. Środek był wytarty, jakby kilkadziesiąt lat przysłużył się swojemu właścicielowi.

No Sabaku podeszła bliżej. Coś w rodzaju intuicji rozkazało jej postawić krok i choć wiedziała, że będzie tego żałować, weszła do środka.

— Nie powinna była tu przychodzić — powiedziała ze smutkiem, czując się niezręcznie.

Jednak gdy rozum zabrania, ciało instynktownie mu zaprzecza. Dłonią dobyła uchwyt jednej z szuflad i otworzyła. Pył, który nagromadził się na meblu uniósł się w powietrzu i wypełnił jej nozdrza. Kichnęła dwa razy i zamknęła oczy.

— Nie ma co się męczyć — mruknęła, chcąc zamknąć szufladę. — A to, co?

Spojrzała na swoje stopy, na których wylądował stos dokumentów. Nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie litery napisane na ich odwrocie. Widziała wyraźnie znak i poczuła wstrząs.

Temari nie chciała wierzyć, lecz przeczytane przez nią pisma, utwierdziły ją w przekonaniu, że Shikamaru nie kłamał. Otworzyła szeroko usta, próbując złapać oddech.

— Jebany sukinsyn!



Nie wiedziała, ile przebywała w piwnicy. Była przerażona i zdenerwowana. Nie potrafiła zdecydować, czy kocha, czy nienawidzi Shikamaru. Czuła się oszukana. Krew buzowała w niej, aż chciała coś rozwalić.

Powolnymi krokami kierowała się w górę schodów. Nie potrafiła myśleć trzeźwo. Nie  po tym czego się dowiedziała i o czym przeczytała.

To, że posiadłość jest warta krocie, wiedziała bez dokumentacji. Tego, że klan Nara był krok od ogłoszenia bankructwa, już nie. Nie mogła znieść świadomości, że Shikamaru tak po prostu wyjechał. Odciął się od wszystkich. Pozostawił ją w rozsypce. Nie usprawiedliwiało go nic.

— Jebaniutki — wycedziła przez zęby, zamykając tajne przejście.

Usłyszała dzwonek telefonu. Spojrzała na wyświetlacz, na którym pojawił się znajomy napis — Shizune. 

Zawsze, kiedy lekarka dzwoniła, nigdy nie było mowy o pomyłce. A tym bardziej o wesołej nowinie. Odkąd matka Shikamaru zmarła, wciąż miała w pamięci telefon od ordynator.

Pośpiesznie nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła aparat do ucha.

— Shizune?

Temari musisz koniecznie przyjechać do szpitala głos kobiety był przepełniony przerażeniem.

— Co się wydarzyło?

— Shika… Shikamaru…

Temari przystanęła w miejscu. Zaczęła wysłuchiwać co medyk ma do powiedzenia. Mrugała szybko oczami, chcąc odrzucić od siebie myśl, że mężczyzna, którego przed chwilą bezkarnie wyzywała, walczy w tej chwili o życie.

Wsiadła szybko w samochód i odpaliła silnik. Nie wiedziała, co w tej chwili powinna mieć w głowie i sadzić na temat Shikamaru. Dużo osób mówiło, że ma za ciężką nogę, lecz teraz dociskała pedał gazu praktycznie do końca. Z szybkością wjechała na szpitalny parking, na którym zauważyła samochód Uzumakiego.

— Temari! — usłyszała głos Hinaty, która od razu wzięła ją w ramiona.

No Sabaku zawsze starała się nie rozklejać przy drugiej osobie, lecz po prostu potrzebowała przyjaciół. Poddała się i wtuliła mocniej w Hinatę.

— Shikamaru… — zaczęła, starając się powstrzymać napad szlochu.

— Już dobrze — Hinata pogłaskała blond kucyki. — Jesteśmy tutaj z tobą…

— Ten facet nie da się tak łatwo zabić.

Usłyszały głos dochodzący zza pleców i nim zdążył się odwrócić Sasuke z Sakurą stanęli obok.

— Zobaczysz, wszystko się ułoży — wyszeptała Sakura i chwyciła przyjaciółkę za dłoń. — Shizune jest dobrym specjalistą. Zobaczysz…

Szpitalny korytarz, który zazwyczaj był zapełniony, nigdy wcześniej nie powodował u Temari takich mdłości. Nie wiedziała czy to ból głowy, stres i zwyczajne zmęczenie. Czuła gorzki posmak i próbowała powstrzymać wymioty.  Starała się myśleć pozytywnie, z resztą przyjaciele wciąż powtarzali, że będzie dobrze. Niczym nauczoną mantrę, którą chcieli jej wpoić. Czerwona lampka, świecąca się nad napisem sala operacyjna wciąż napawała ją obawą i lękiem. Chciała by w końcu szkarłat zrobił się matowy, a pacjent wstał i wyszedł o własnych siłach. Aczkolwiek Temari wiedziała, że to tylko pobożne życzenie.

Operacja była skomplikowana i trwała dłużej niż mogli przypuszczać. W dodatku na holu pojawiła się policja i kolejny ze znajomych pracujący w policji.

— Jak się czujesz? — zapytał Sai, podchodząc do Temari.

— Staram się trzymać — odpowiedziała słabo, czując wciąż posmak żółci.

Sai usiadł krzesełko obok i skrzyżował dłonie na piersi. On także zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i pomimo tego, że był kolegą Shikamaru, Temari wiedziała po co przyjechał.



Powoli, jakby z lekką obawą weszła do szpitalnej sali. Białe ściany wręcz krzyczały do niej kolejny raz. Czuła się przygnębiona i starała się trzymać. Od strzelaniny minęło kilka dni, a Shikamaru wciąż leżał pod respiratorem.

Przychodziła tutaj codziennie, obserwując twarz mężczyzny. Był nieprzytomny, jednak wciąż miał szansę na przeżycie. Shizune nie chciała niczego obiecywać, powtarzając, że teraz najważniejsza jest cierpliwość. 

— I nadzieja — odpowiadała Temari, siedząc przy łóżku.

Nara wyglądał jakby po prostu spał. Jego twarz była spokojna. Klatka miarowo się unosiła, współpracując z aparaturą do której był podłączony.

Wielokrotnie odwiedzali ich przyjaciele — Hinata z Naruto, Sakura i Sasuke, którzy starali się ze wszystkich sił pomagać No Sabaku w codziennym życiu. Komisarz Sai obiecał, że nie zbliży się do szpitala, dopóki Nara nie odzyska przytomności i będzie można go przesłuchać.

Dzisiaj nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła na krześle. Była zmęczona życiem w ciągłej obawie, miała także poczucie winy i niesprawiedliwości. Gdy już myślała, że wyleczyła się z nastoletniego uczucia ono wróciło, ze zdwojoną siłą. A gdy postanowiła się po prostu jemu poddać,  mogła je stracić.

Poczuła delikatny dotyk na głowie i otworzyła zaspane oczy. Musiała wyglądać okropnie, a w dodatku zamrugała gwałtownie, bo nie wiedziała do końca, czy dobrze widzi. Nara leżał oparty o poduszkę, głaszcząc jej włosy, uśmiechając się delikatnie. Jak to zawsze miał w zwyczaju.

— Shika? — zaczęła, czując suchość w gardle.

— Jeszcze żyję — odparł słabo, siląc się na spokojny ton.

— Długo?

— Czy długo żyję? Jakieś… Trzydzieści lat.

— Dobrze wiesz, że…

— Od piętnastu, może dwudziestu minut — powiedział. — Ała!

Shikamaru złapał się za ramię, w które przed chwilą otrzymał cios.

— Ja tutaj odchodzę od zmysłów, a ty sobie w najlepsze żartujesz! — fuknęła No Sabaku, mrużąc gniewnie oczy.

— Przecież lepiej śmiać się niż płakać.

— Jesteś niemożliwy!

Temari pokiwała głową, starając się nie udusić hospitalizowanego mężczyznę. Była zła, że Nara lekceważył swój stan zdrowia, lecz najwidoczniej dochodził do siebie. Inaczej by nie otworzył oczu i… Nie zachowywał się jak kiedyś.

Shikamaru powoli uniósł rękę i chwycił dłoń No Sabaku. Pociągnął ją do siebie, na tyle na ile pozwalał mu stan i popatrzył w zielone oczy.

— Nie wybieram się jeszcze na tamten świat — rzekł w jej usta.

Temari nie wiedziała jak zareagować. Poczuła jak na blade policzki wkrada się rumieniec i robi jej się wyjątkowo ciepło.

— Shikamaru… Ja znalazłam…

Nara uniósł brew do góry, jakby nie wiedział, o co kobiecie może chodzić.

— Co znalazłaś?

— Twoją skrytkę…

Shikamaru odwrócił głowę w stronę okna, jakby poszukiwał sensownej odpowiedzi. Przez chwilę nastała cisza, którą przerywało buczenie korytarzowej żarówki.

— Wiedziałem, że prędzej czy później ją odnajdziesz — wyszeptał słabo.

— Dlaczego?

Przygryzł wargę i potarł powieki.

— Ponieważ nie miałem wyjścia — rzekł. — Powiedziałem przecież, że nie przestałem cię kochać. Nie kłamałem.

— Ale jednak wyjechałeś…

— To było jedyne rozwiązanie.

Temari poczuła, że do zielonych oczu wkradają się łzy. Po sekundzie poczuła ciepłą dłoń, która trochę szorstko starła pierwszą, samotną.

— Przecież, gdybyś tylko powiedział…

— Nie mogłem wam o tym powiedzieć — wtrącił, dotykając kobiecych warg. — Im więcej osób było wtajemniczonych, tym większe prawdopodobieństwo, że mogłoby się wam coś stać.

— Umiem się obronić!

— Temari zrozum — szepnął, wciąż dotykając opuszkiem lekko rozchylonych warg. — To nie są zwykłe głupki, które rozrabiają dla zabawy.

Temari spuściła głowę. Choć nie chciała przyznać, bała się. Nie tylko o siebie. Przede wszystkim o Shikamaru.

— Przez jakiś czas nie będzie łatwo — wtrącił. — Muszę ponieść konsekwencje swoich wyborów.

— Przecież nie robiłeś tego umyślnie!

Nara znów spojrzał na okno. Obserwował chmury, które wręcz płynęły po błękitnym niebie. Białe obłoki zawsze go uspokajały. No i papierosy.

— Opowiedz mi wszystko — rzekła, siadając znów na taborecie.

— Pod warunkiem, że się obok położysz.

— Nie przeginaj! — skarciła mężczyznę. — Shizune nie pochwala leżenia wspólnie w jednym, szpitalnym łóżku.

— Nie obchodzi mnie to — odparł z obojętnością. — No chodź tu.

Shikamaru pociągnął dłoń architekt. Temari nie miała wyjścia. Ułożyła się na połowie łóżko, wtulając pod ramię. Pomimo podpiętej aparatury, Nara był w dobrej kondycji.

— Ojciec był zadłużony — westchnął, gładząc opuszkiem kobieca ramię. — Z początku starał się to ukryć przed wszystkimi… Dowiedziałem się chwilę przed tym zanim zmarł.

Temari podniosła wzrok na męską twarz, lecz w brązowych oczach nie ujrzała nic. Pustka.

— Choć nie chciałem, musiałem coś zrobić — westchnął. — Skontaktowałem się z pośrednikiem między ojcem, a lichwiarzem, który poratował staruszka.

— Czuję, że to była niezbyt dobra decyzja…

— Lichwiarz był jednym z członków gangsterskiej organizacji.

Opuszek gładził ramię. Jechał od barku po łokieć. Temari reagowała na każdy, choćby najmniejszy dotyk.

— Przez to trafiłem do gangu. Musiałem wykonywać niezbyt przyjemne rzeczy, aby pozostawili Konohę w spokoju.

— Musiało być ci ciężko — zauważyła Temari.

— Nie było dnia bym o nas nie myślał — westchnął raz jeszcze. — Byłem cholernie zły. Zwłaszcza jak dowiedziałem się o twoim stanie. Miałem wszystkiego serdecznie dosyć. Chciałem wracać.

Po raz pierwszy No Sabaku usłyszała w jego głosie smutek i żal.

— Wszystko było dla mnie trudne. Nie potrafiłem choć na moment uciec od uczucia, które we mnie rozpaliłaś. To chore…

Zaśmiał się, lecz Temari zdawała sobie sprawę, że to był śmiech przez łzy.

— Lecz im bardziej cię potrzebowałem, tym bardziej musiałem usunąć się w cień — Shikamaru popatrzył na jej twarz. — Nie zniósłbym myśli, że coś może ci się stać. Zrozum Temari, że to nie było zwykłe ugrupowanie lichwiarzy. Miałem do czynienia z gorszymi ludźmi niż Hidan. Robiłem rzeczy, z których nikt nie może być dumny.

— Czy ty…? — przerwała, czując, że gula staje jej w gardle. — Czy kogoś…?

— Tak — odpowiedział z bólem. — Niejednokrotnie. To było moje zajęcie. Likwidowanie dłużników, którzy nie byli, jakby to ująć, dochodowi.

No Sabaku zatkała sobie usta dłonią. Nie mogła uwierzyć, ani nie potrafiła zrozumieć. Shikamaru… Jej Shikamaru.

— Zrozum, że nie miałem wyjścia — znów spojrzał na okno. — Jednak postanowiłem ponieść konsekwencje swoich decyzji.

— Co zamierzasz?

— Wiem, że Sai tutaj przychodzi. To normalne. Muszę złożyć zeznania.

— Nie wiem, czy to się dobrze skończy.

— Zabiłem Hidana — zauważył. — Co prawda w obronie, jednak pojechałem do niego w tym celu.

— Ale przecież!

— Temari — wtrącił, całując delikatnie jej usta. — Każdy musi ponieść karę za swoje wybory. Przez te cholerne dziesięć lat nie robiłem nic porządnego.

— Nie możesz… Nie po tym, jak w końcu cię odzyskałam.

— Muszę — wyszeptał, całując jej głowę. — Nie proszę byś na mnie czekała. Jednak chcę byś wiedziała, nigdy nie było i nie będzie innej.

Temari zamknęła oczy, czując napływające łzy. W końcu nie wytrzymała i popłakała się jak małe dziecko. To wszystko było dla niej za dużo.





Od K: Dość długo zeszło mi napisanie tego rozdziału. Jednak patrząc na to, że został tylko Epilog to nie chciałam go po prostu zepsuć. Mam nadzieję, że jednak i się udało i zostało wszystko mniej więcej wyjaśnione.

1 komentarz:

  1. Cieszę się, że rozdział został poświęcony wyłącznie im... Mimo szczęśliwego zakończenia czuję ogromny smutek... Obydwoje znów będą musieli się rozstać na pewien okres czasu... Zastanawiam się czy będą w stanie to przetrwać? Mam nadzieję, że epilog znacznie więcej zdradzi... ♥

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie. Dziękuję ♥